Jak odprowadzając córkę do przedszkola dostałem ofertę pracy dzięki koszulce!
Słuchajcie jaka akcja! Nie wiem czy takie sytuacje zdarzają się innym, ale mnie to spotkało pierwszy raz i jestem mega pozytywnie zaskoczony tym wszystkim. Dzięki jednej z pamiątkowych koszukek konferencyjnych dostałem ofertę pracy. Czytajcie dalej w jakich okolicznościach się to działo :). Do teraz nie mogę uwierzyć w tą całą sytuację.
Dzień jak co dzień i nic nie zapowiadało by miał być inny. Córka buntuje się przed wyjściem do przedszkola i robi wszystko by nie iść. Nagle chce się jej bawić klockami, czytać książkę, itp. Jakoś udało się ją przekonać, że jedziemy.
Biorę ze stołu czerwony t-shirt z jednej konferencji frontendowej, na której nie byłem (dzięki Andrzej za zajumanie dla mnie tej koszulki ^^). Jak przeczytacie dalej, była to moja najlepsza decyzja jaką mogłem dzisiaj podjąć :). Jedziemy do przedszkola a Julka dalej płacze. Wchodzimy do przedszkola a Julka trochę mniej płacze. Zaprowadzam ją do sali i dalej płacze. Wychodzę i wracam do samochodu.
Mija mnie jakiś gość, na którego nie zwróciłem uwagi, bo takich osób o tej porze mija się setki dziennie. Jadą do pracy. Może gdzieś do Centrum a może na Mordor (tak, akcja dzieje się w Warszawie)? Już mam wchodzić do auta ale słyszę z tyłu jak ktoś do mnie mówi - "Przepraszam pana...". Zatrzymuję się. W głowie milion myśli. Zapyta o godzinę, szluga, o drogę? Czego może on chcieć od gościa w t-shircie, krótkich spodendkach i butach sportowych? Ale po chwili już wiem.
- Czy jest pan frontend developerem? - Zapytał.
- Jestem.
- Bo szukamy kogoś takiego w merlin.pl
[...]
Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, dostałem pytanie o oczekiwania finansowe :P ale szybko odbiłem piłeczkę o technologie jakich używają. Paweł, bo tak nazywała się osoba, która mnie zaczepiła, zdradziła mi trochę szczegółów i okazało się, że nie jest rekruterem ale jest z działu IT. Może był jakimś leadem albo PO, bo jak powiedział, oprócz IT zajmuje się jeszcze innymi rzeczami. Wymieniliśmy się numerami telefonów i rozeszliśmy. W samochodzie z mojej twarzy uśmiech długo nie znikał.
Nigdy w życiu bym się nie spodziewał, że ktoś zaproponuje mi pracę na ulicy. I to dosłownie. Takie akcje chyba tylko w filmach się zdarzają? Ta sytuacja mocno poprawiła mi humor i ogólnie samopoczucie.
Muszę chyba częściej chodzić w moich koszulkach konferencyjnych czy nawet "tematycznych" :).
Na koniec zdjęcie koszulki, dzięki której to wszystko się zdarzyło.
A na deser dowcip, który idealnie (chyba) pasuje do tej całej sytuacji:
â Wiesz co? Straciłem pracę. â mówi programista do kolegi po fachu.
â No i jak się z tym czujesz? â pyta kolega.
â To było najgorsze pół godziny mojego życia.
Komentarze 7
Ciekawy przypadek.
Twój casus jest o tyle specyficzny, że kręciłeś się po Mordorze gdzie co chwilę szukają ludzi do pracy w IT. Myślę, że gdybyś się kręcił w mniej specyficznym rejonie to by nikt nie zwrócił uwagi na koszulkę.
Jeśli zaproponują Ci pracę, to przyjmiesz ofertę?
BTW. Nie wszystkie koszulki z konferencji da się nosić bez obciachu ;)
@sunpietro akcja toczyła się na Białołęce. Na Mordorze mnie dawno nie było i raczej prędko się tam nie wybieram :). A co do oferty, to nie mówię nie i nie mówię tak :)
Akcja na propsie. Przeżyłam kiedyś coś podobnego - jeszcze na studiach z grafiki... Wracałam do domu po zajęciach z rysunku z taką wielką czarną teczką i w autobusie dostałam wizytówkę od gościa z jakiejś agencji marketingowej. Już niestety nie pamiętam jakiej, bo wtedy akurat nic z tego nie wyszło.
Nie wiem, czy planujesz ciąg dalszy tej historii, ale z doświadczenia wiem, że jak Ender "pośredniczy" przy zatrudnieniu, to się to opłaca ;P
Pozdrowienia dla płaczącej córki ;)
No to teraz pozostaje życzyć powodzenia :) Opisz potem cały proces rozpoczęcia rozmowy rekrutacyjnej i nastawienia ludzi :)
Miałeś szczęście, że koszulka była (jest) czysta i wyprasowana. :)
BTW skoro takie akcje się zdarzają to pewnie odwrotnie też. Szef zobaczy, zinterpretuje po swojemu i kłopot gotowy.
Haha super historia! :) Kurde życzę Ci powodzenia i oby wszystko szło po Twojej myśli.
To się nazywa mieć fart ;)